Oto jest! Najdłużej zapowiadany w historii bloga post ze słonecznej Hiszpanii – a konkretnie z Walencji! W tym pięknym mieście spędziłam sześć dni, więc uwierzcie, że bardzo trudno było wybrać kilka zdjęć… od razu ostrzegam, że jest ich cała setka. Gotowi na podróż? Zapraszam 🙂
Zacznijmy może tego, że w Walencji zatrzymałam się u koleżanki (Karolina dziękuję <3) i miałam taki oto widok z balkonu. Można by się tak codziennie rano budzić i rozkoszować widokiem palm i drzew z pomarańczami.
Co mi się kojarzy z tym miastem? Duża, duża ilość parków, które powstały w ramach wykorzystania starego, pustego koryta rzeki Turii (po tym jak zmieniono jej bieg). Dla zobrazowania, mniej więcej tak prezentuje się widok z każdego mostu:
Miasto świetnie zagospodarowało tereny na rekreację. Poniżej słynny Gulliver – miejsce zabaw dla dzieci (choć nie tylko). Przechadzając się parkiem, można zaobserwować, że naprawdę bardzo dużo osób wychodzi i spędza czas na świeżym powietrzu.
Zostawię jeszcze jakieś palmy na koniec, a teraz skierujmy kroki do kompleksu sztuki Ciudad de las Artes y las Ciencias – obowiązkowy punkt na mapie zwiedzania. Budynki są bardzo nowoczesne, całkowicie kontrastujące z centrum, które obfituje w wiele pięknych zabytków, ale tam udamy się później.
Miejsce to koniecznie trzeba też zobaczyć nocą, bo prezentuje się nieziemsko!
Impreza pod palmami? Miejsce jest do tego idealne – wszystko pięknie się mieni od świateł. Organizowane są tam duże eventy, jednak tylko w sezonie, więc na nic się nie załapałam.
Punktem must see jest z pewnością Oceanarium, które jest największym w Europie.
Jakie wrażenie na Was zrobiło miasteczko sztuki i nauki? Dla mnie prezentuje się kosmicznie. Teraz chodźmy pozwiedzać tradycyjne centrum miasta 🙂
Plaza de la Reina – widok z dołu oraz z góry.
Catedral de Valencia – z każdej strony równie efektowna.
Museo Nacional de Ceramica – mega ogromne wrażenie na mnie zrobiło.
Mercado Central – ja uwielbiam ten targ za smoothies ze świeżych owoców w bardzo atrakcyjnej cenie 1,5e. Soki w Polsce, które są przygotowywane jako świeże, nie równają się z tymi.
Spacerując po Walencji, napotkałam wiele graffiti. Poniżej te, które uznałam za najciekawsze.
Pierwszy raz próbowałam kasztany!
Powyżej budynek poczty (Edificio de Correos), a poniżej Plaza de Toros.
Estacio del Nord.
Patrzcie, jak piękny jest DWORZEC. Hiszpania kojarzy mi się głownie z wszechobecnymi zdobieniami, które nadają bardzo pozytywny klimat. Na powyższych zdjęciach mogliście zauważyć pełno przeróżnych mozaik, ale gdyby to było mało:
Dla fanów futbolu – stadion Mestalla. Pierwsze zdjęcie w dniu meczu.
Zwiedzanie mamy już odhaczone. Teraz czas na relaks na plaży. No to jedziemy. Dosłownie!
Gdyby plamy okazały się za mało egzotyczne, można nacieszyć ozy kaktusami 🙂
Zatrzymujemy się jeszcze na kolację – tradycyjna dla Hiszpanii paella i sangria.
Innego dnia z kolei złapałam taki widok <3
I jeszcze więcej pięknych zachodów! Wybraliśmy się raz za miasto, cel: Parque Natural de la Albufera de Valencia.
Uff dotarliśmy do końca! Jeśli nie zwątpiliście gdzieś w połowie i to czytacie, dajcie koniecznie znać, jak Wam się podoba moja obszerna relacja z Walencji!